Premier mówi, że budżet puchnie dzięki ściągalności podatków. Firmy, że państwo winne jest im miliardy

Według premiera Morawieckiego uszczelnienie systemu podatkowego przez rząd PiS zwiększyło w ciągu ośmiu lat wpływy do budżetu z 300 mld zł do 600 mld zł. Jednak zdaniem ekspertów zwiększone wpływy są tylko na papierze. To podatki naliczone, a nie należne. Państwo będzie musiało część z nich firmom zwrócić.Według premiera Mateusza Morawieckiego uszczelnienie systemu fiskalnego przez rząd PiS spowodowało, że budżet Polski nie wynosi już 300 mld zł – jak było to w 2015 r. – a ponad dwa razy tyle.

– W polityce najbardziej jestem dumny z tego, że budżet w roku przejmowania władzy był na poziomie niecałych 300 mld zł, a nasz budżet po ośmiu latach rządów to ponad 600 mld zł. Ani z inflacjami, ani ze wzrostami gospodarczymi nie jest to porównywalne, my po prostu uszczelniliśmy system finansowy. Pognaliśmy te mafie vatowskie, tych łajdaków, łobuzów, przestępców finansowych, na których tamci przymykali oczy – mówił 3 stycznia w Q&A premier Morawiecki.

Podczas spotkania, w którym premier odpowiadał na pytania internautów, kilkukrotnie wspominał o sukcesie rządu PiS w kontekście ściągalności podatków. – Jestem dumny z uszczelniania podatków. CIT wzrósł, bo bierzemy podatki od korporacji międzynarodowych, bo wiedzieliśmy, jak je opodatkować – podkreślił szef rządu.Przedsiębiorca: nie wiem, komu się naraziłem

Słowa premiera Morawieckiego o „przestępcach finansowych” wstrząsnęły przedsiębiorcą z Nowego Sącza panem Kazimierzem (nasz rozmówca poprosił o zmianę imienia i ochronę danych osobowych, bo obawia się represji ze strony urzędników skarbowych – przyp. red.).

Po 30 latach prowadzenia dużej firmy handlującej surowcami rolnymi z całą Europą, a nawet Azją, został z niczym. Powód? Wstąpił o zwrot należnego firmie VAT.

Jak relacjonuje nasz rozmówca, Urząd Skarbowy zamroził mu wszystkie konta bankowe, zatrzymał samochody i przejął biurowiec na konto przyszłych kar. Zarzucono mu działanie w karuzeli vatowskiej, obrót pustymi fakturami. Nie byłem nigdy w żadnych służbach, nie byłem również nigdy uwikłany w żadną politykę. Jestem przyzwoitym człowiekiem. Nie wiem, komu się tak bardzo naraziłem, że mnie tak niszczą – mówi money.pl pan Kazimierz.

W najlepszych latach działalności firma, którą prowadził ze wspólnikami, miała ponad 100 mln zł obrotu i zatrudniała łącznie (wraz z zakładem produkcyjnym) 200 pracowników.

– Prowadziliśmy interesy z wieloma dużymi kontrahentami zarówno w kraju, jak i za granicą, w tym dużymi zakładami produkcyjnymi. W miarę, jak nasza firma rosła, rosła też struktura obrotów w eksporcie i zwroty VAT, o które występowaliśmy. Początkowo było to 50 tys. zł miesięcznie, potem 200 tys. zł, aż w końcu doszło do pół miliona złotych miesięcznie – relacjonuje nasz rozmówca.

Jak twierdzi, początkowo fiskus – po wcześniejszej obowiązkowej kontroli dokumentów – zwracał firmie bez problemu nadpłacony VAT, a ponieważ potrzebowali ciągle gotówki, zaciągali pod te przyszłe zwroty VAT kredyty.– Banki udzielały nam ich chętnie, wiedząc, że naszym dłużnikiem jest Skarb Państwa – opowiada pan Kazimierz.
Poważne oskarżenia

To się jednak zmieniło. Przełomem była końcówka roku 2017 r. i początek 2018, kiedy to Urząd Skarbowy nagle wstrzymał firmie pana Kazimierza wypłatę VAT aż za cztery miesiące. Łącznie było to ok. 2 mln zł.

– Przyjechali do nas młodzi kontrolerzy, którzy niewiele wiedzieli o handlu zagranicznym – relacjonuje nasz rozmówca.Podaje też przykłady: – Widząc dokumenty, zadawali mi pytania typu: czy byłem osobiście przy załadunku każdej dostawy surowca w miejscu załadunku, czy mamy wagę do ważenia samochodów ciężarowych, czy jestem skoligacony z innym znanym biznesmenem o tym samym nazwisku, który w tym czasie upadł itd.

Pan Kazimierz mówi, że nie czuje się ani łobuzem, ani przestępcą finansowym. – Nie zrobiłem niczego wbrew prawu, znam dobrze swój fach – zapewnia.

Dodaje, że będzie walczył o swoją firmę i dobre imię.

Naczelny Sąd Administracyjny niedawno przyznał mu rację, orzekając, że Urząd Skarbowy bezprawnie wstrzymał mu zwrot VAT. Firm, którym urzędy skarbowe wstrzymały zwrot podatków, są w Polsce tysiące. W 2017 r. – odpowiadając na interpelację poselską złożoną przez posła Bartosza Jóźwiaka (Kukiz’15) w sprawie opóźnień w zwrocie VAT – ówczesny wiceminister finansów Marian Banaś informował, że Krajowa Administracja Skarbowa jest dłużna przedsiębiorcom ponad 2 mld zł.Jednak jak przekonują nas eksperci, skala opóźniania zwrotów VAT jest dużo większa. Robert Nogacki, partner zarządzający warszawskiej Kancelarii Prawnej Skarbiec, zna bardzo wiele takich przypadków.

Jedna z reprezentowanych przez naszą kancelarię spółek, u której od czasu powstania, czyli przez siedem lat działalności, nigdy nie ujawniono żadnych nieprawidłowości, nagle przez ponad rok nie mogła odzyskać od skarbówki należnego jej zwrotu VAT. Brak dostępu do wstrzymanych przez urząd środków sprowadził na spółkę widmo likwidacji – podaje przykład.

Prawnik ocenia, że fiskus – nie zwracając podatku VAT – często łamie prawo. – Czasem, aby sprawiedliwości stało się zadość, trzeba walczyć ze skarbówką nawet przed Naczelnym Sądem Administracyjnym. Ale warto. Kilka tygodni temu, reprezentując jednego z naszych klientów, wygraliśmy spór z fiskusem o zwrot VAT przed NSA – dodaje Nogacki.Z kolei Bogdan Zegar, biegły rewident podatkowy, który przygotował dla Związku Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek raport pt. „Podatki sieci aptecznych”, uważa, że opóźnienia w zwrotach VAT są powszechne i na bardzo dużą skalę, idącą w co najmniej dziesiątki miliardów. Jak mówi, powoduje to, że rząd może „pochwalić się” zwiększonymi wpływami podatkowymi, ale tylko na papierze.

– To są „przychody państwa w toku” – uśmiecha się gorzko biegły rewident. – Sprawy o zwroty kierowane są bowiem do sądów i tam czekają na rozstrzygnięcie, czasami latami – mówi Zegar. Zapewnia, że również zna przypadki przetrzymywania zawrotów VAT firmom na wiele milionów złotych.
Nie płacili w Polsce podatków. Jak to tłumaczą?

Z przygotowanego przez Bogdana Zegara raportu dla związku aptekarzy, który zawiera oficjalne dane publikowane przez Ministerstwo Finansów, są dowody na to, że słowa premiera o tym, że „bierzemy podatki od korporacji międzynarodowych, bo wiedzieliśmy, jak je opodatkować”, nie zawsze mają pokrycie w rzeczywistości.Przykładem może być izraelska sieć aptek i drogerii Super-Pharm, które są praktycznie w każdym większym mieście w Polsce. Ta sieć od 2017 r. nie zapłaciła w naszym kraju aż do 2021 r. włącznie ani złotówki podatku dochodowego (ostatnie dane MF są z 1 grudnia 2022 r. i odnoszą się do roku podatkowego 2021 – przyp. red.).

Co ciekawe, w latach 2017-2021 sieć, która działa od ponad 20 lat w Polsce, wygenerowała łącznie przychód w wysokości 2 mld 330 mln 759 tys. zł. Natomiast w 2020 r. było to 772 mln 511 tys. zł, a w 2012 r. – 1 mld 422 mln 823 tys. zł.

W sumie za okres pięciu ostatnich lat zeznanie podatkowe CIT wynosiło 0 zł, podczas gdy przychód spółki wyniósł łącznie 4 mld 476 mln 093 tys. zł.

Zapytaliśmy władze Super-Pharm, jak należy rozumieć taki wynik podatkowy i to przez kolejne pięć lat. Zważywszy, że od 2017 r. weszły nowe przepisy zabraniające rozwijania sieci aptecznych w Polsce. Trudno jest więc tłumaczyć brak podatków np. dynamicznym rozwojem firmy.Warto też przypomnieć, że pod koniec 2017 r. w izraelskim dzienniku „Haaretz” ukazał się artykuł autorstwa Adi Dovrat-Meseritz, w którym można było przeczytać m.in., że sieci aptek Super-Pharm „grozi utrata jednego z najbardziej rentownych kanałów wzrostu ze względu na trwające w Polsce przepisy prawne, które mogą uniemożliwić sieciom otwieranie nowych oddziałów”.

Jak podkreślała izraelska dziennikarka, zyski Super-Pharm w Polsce przewyższały te w Izraelu, gdyż w Izraelu wzrosły m.in. płace i konkurencja na rynku – niektóre leki zaczęły być dostępne w zwykłych supermarketach.

Dyrektor generalny spółki Super-Pharm Nitzan Lavie mówił wówczas, że zysk brutto sieci w Izraelu spada z powodu wzrostu płacy minimalnej i rosnącej konkurencji.

– Starając się kontynuować wzrost, poświęcamy nasz zysk operacyjny i zysk brutto, aby obniżyć ceny w Izraelu, podczas gdy nasze źródła zysku znajdują się w Polsce i Chinach – tłumaczył.W krótkim oświadczeniu Super-Pharm wyjaśnia, że w latach 2017-2019 nie płaciła podatków w Polsce, bo rozliczała stratę finansową z wcześniejszych lat, a w latach 2020-2021 – miała kolejne straty.

Przyczyną braku podatku w latach kolejnych (2020-2021) był natomiast okres covidowy oraz związane z nim straty spowodowane zamknięciem centrów handlowych i bardzo materialnym odpływem klientów, a wciąż wysokim kosztem utrzymania punktów stacjonarnych (czynsz) – wyjaśniono.To niejedyny tego typu przypadek. W latach 2017-2019 sieć aptek DOZ należąca do holenderskiego CEPD NV – przy przychodzie 1,395 mld zł – zapłaciła trochę ponad pół miliona złotych CIT, co stanowi zaledwie 0,04 proc. jej obrotów.

Wykazała 455 mln zł straty, co stanowiło ok. dwukrotność rynkowej wartości posiadanych przez spółkę aptek.

Z kolei sieć Dr Max, która należy do funduszu inwestycyjnego Penta Investments, zarejestrowanego na Cyprze, przy obrotach łącznych za lata 2017-2019 w wysokości 1 mld 469 mln zł zapłaciła CIT za ten okres w wysokości 3,6 mln zł, co stanowiło 0,24 proc. jej łącznych przychodów.
Premier mówi o walce z mafiami. Były minister wskazuje coś innego

Zdaniem prof. Pawła Wojciechowskiego, byłego ministra finansów, powielana przez premiera Morawieckiego teza o sukcesach rządu w zmniejszaniu luki vatowskiej jest grubo przesadzona.Jego zdaniem premier myli przyczynę ze skutkiem. – Gdyby luka podatkowa rzeczywiście zmniejszała się w wyniku wyłapywania przestępców podatkowych, to na pewno słyszelibyśmy o tym. Tymczasem takich doniesień praktycznie nie ma – zauważa prof. Wojciechowski.

Dodaje, że największa ściągalność podatków następowała w okresach wprowadzania zmian technologicznych i informatycznych, takich jak np. JPK_VAT, czy e-paragon. Zmiany te były przygotowane z dużym wyprzedzeniem czasowym. Po tych okresach wzrostu ściągalności, luka podatkowa utrzymywała się już na mniej więcej podobnym poziomie. Pokazuje to wykres poniżej.Również zdaniem prof. Wojciechowskiego, sukces w ściąganiu podatków w dużym stopniu polega na wstrzymywaniu – „sztuczkami” prawnymi i technicznymi – zwrotów miliardów złotych naliczonego firmom VAT.

– Państwo daje przyzwolenie administracji skarbowej na opresyjne działania wobec firm i stąd ten „sukces” – ocenia prof. Wojciechowski.

Zwrot VAT okiem prawnika

Z kolei Robert Nogacki dodaje, że zgodnie z prawem, administracja skarbowa powinna najpierw zwrócić VAT w terminie, a dopiero później wszcząć kontrolę, ewentualnie w sposób prawidłowy przedłużyć termin do zwrotu podatku.

Tymczasem urzędnicy skarbówki nie tylko doręczają firmom postanowienia o przedłużeniu terminu zwrotu już po ustawowym terminie, ale i rozpatrują negatywnie zażalenia na wydawane w tym trybie postanowienia. Mimo że sądy wskazały fiskusowi jasne wytyczne w tym zakresie.– W niektórych przypadkach takie celowe działania organów skarbowych, granie na czas prowadzi do upływu terminu przedawnienia roszczeń wobec państwa (który to termin upływa po pięciu latach podatkowych, licząc po roku, za który jest zwrot – przyp. red.). Wskutek czego przedsiębiorcy tracą prawo do zwrotu podatku VAT – mówi mec. Nogacki.
Resort finansów odpowiada

W odpowiedzi na nasze pytania, Ministerstwo Finansów podkreśla, że luka VAT uległa w ostatnich latach znacznej redukcji.

Jest to m.in. efekt wprowadzania nowoczesnych narzędzi uszczelniających system podatkowy, a także skutecznych działań KAS i współpracujących z nią służb – wskazuje resort.Jeśli chodzi o kwotę zaległych zwrotów VAT, ministerstwo nie jest w stanie jej podać. „W związku z tym, że zwroty VAT są realizowane codziennie, nie ma możliwości odpowiedzi na pytanie 'Ile KAS musi zwrócić przedsiębiorcom VAT'” – stwierdza MF.

Urzędnicy kategorycznie nie zgadzają się z tezą, według której „urzędy skarbowe robią wszystko, by zniechęcić przedsiębiorców do występowania o zwrot VAT, a kiedy ci występują – przeciągać terminy tak, by upłynął termin możliwości ubiegania się o zwrot tego podatku”.

Przede wszystkim należy podkreślić, że wystąpienie o zwrot VAT podatnik deklaruje w rozliczeniu podatku, do którego jest zobowiązany przepisami, zatem nie jest to decyzja urzędnika, a obowiązek podatnika dotyczący rozliczenia VAT – tłumaczy minierstwo.Jak podkreślają urzędnicy, zwroty VAT są poddawane badaniu zasadności zwrotu i jeżeli nie budzą wątpliwości, zwracane są w terminach ustawowych.

„Naczelnik urzędu skarbowego, zgodnie z przepisami, ma prawo przeprowadzić czynności sprawdzające lub wszcząć kontrolę podatkową. Jeżeli nie ma możliwości zakończenia tych czynności do upływu terminu do zwrotu, zgodnie z przepisami ma prawo postanowieniem przedłużyć termin zwrotu” – przypomina resort finansów.

źródło: money.pl