PiS teoretycznie wycofał się z pomysłu całkowitego zakazu przerywania ciąży, ale popierany przez partię rządzącą projekt delegalizujący aborcję, ze względu na ciężkie uszkodzenie płodu spowoduje, że legalnych zabiegów niemal nie będzie.
Choć w porównaniu z innymi europejskimi państwami w Polsce obowiązują bardzo restrykcyjne przepisy, organizacje pro-life i tak domagają się ich zaostrzenia. Rok temu przeciwko projektowi fundacji Ordo Iuris całkowicie zakazującemu aborcji na ulice wyszły setki tysięcy kobiet. Ostatecznie PiS z zaostrzenia przepisów się wycofał, choć projekt był już po pierwszym czytaniu w Sejmie. Teraz sprawa powraca.
Fundacja Życie i Rodzina we wrześniu rozpoczęła zbieranie podpisów pod ustawą przewidującą zakaz aborcji w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Ma ona poparcie biskupów. Z kolei prezes PiS Jarosław Kaczyński już zapowiedział, że jego partia nie wycofuje się z zaostrzenia przepisów dotyczących aborcji w przypadku uszkodzenia płodu, a nawet ciężkich wad rozwojowych.
Jeśli proponowane przez Życie i Rodzinę przepisy wejdą w życie, w Polsce praktycznie legalnych aborcji nie będzie. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika bowiem, że w 2015 roku na 1044 zabiegów aż 1000 przeprowadzono, ponieważ badania prenatalne wskazywały na ciężkie upośledzenie płodu.
W ubiegłym roku było podobnie, na 1100 aborcji przesłanka medyczna dotyczyła aż 1044 przypadków. Legalnych aborcji nie przeprowadzają w ogóle lekarze z Podkarpacia, pojedyncze przypadki odnotowano na Lubelszczyźnie czy Podlasiu.
źródło: rynekzdrowia.pl