Cudowna firma, która została pozamiatana. „Od sześciu lat nie wychodzę z sądów. Nie mam nic”

„Od sześciu lat nie wychodzę z sądów. Nie zostało mi nic. Wszystko zniknęło w majestacie prawa” – mówi Piotr Krupa Lubański, założyciel firmy eBilet.

– 46-letni mężczyzna powinien konsumować to, co mu się udało osiągnąć w życiu. Postawiłem dom, założyłem rodzinę, zbudowałem firmę. A ja od sześciu lat nie wychodzę z sądów. Nie mam nic. Wszystko zniknęło w „majestacie” dziurawych procedur sądowych, które sprzyjają nieczystym zagrywkom. Negatywny udział wymiaru sprawiedliwości jest w tej historii dla mnie oczywisty – mówi Piotr Krupa Lubański.

Na spotkanie przyjeżdża z grubym plikiem dokumentów: to kompendium toczących się od 2009 r. spraw. Postawny, o młodzieńczej twarzy, z błyskiem w oczach. W 1991 r. założył firmę informatyczną, a w 2001 r. uruchomił z kolegami portal rezerwacyjny eBilet.pl. Niektóre rozwiązania były pionierskie na skalę światową – byli pierwsi, którzy dali klientom możliwość wskazania konkretnego miejsca. Krupa włożył w to cały majątek, a kilka lat później znajomi z zagranicy dołożyli jeszcze 0,5 mln zł. Było o nich głośno. „eBilet istnieje od trzech lat i co rok zwiększa sprzedaż o 100 proc.” – informowała „Polityka”. Ale był jeden problem: cudo się nie spinało finansowo. – Nie mieliśmy zaplecza finansowego, baliśmy się, że jak na rynek wejdzie duży gracz z zagranicy, to nas zdmuchnie – opowiada Piotr Krupa.

W eBilet inwestował każdą złotówkę, spał w biurze i szukał inwestora. W 2008 r. dogadali się z EuroZetem, francuską grupą mającą kilkadziesiąt stacji radiowych w kilku krajach. Podpisali umowę przedwstępną: w ciągu pół roku firma zapłaci za udziały ok. 6 mln zł, którą nadal będzie prowadził ten sam zespół. Niestety wszystko działo się tuż przed kryzysem 2008 r. Poza tym po mieście chodziły plotki, że czasem duże koncerny robią tylko przymiarki do kupna, z których nic nie wychodzi – ot, tylko paru znajomych analityków i prawników zarobi przy negocjacjach. Ćwiczyli już wcześniej takie przygody z innymi dużymi portalami. A oni naprawdę potrzebowali zastrzyku finansowego.

Traf chciał, że znajomy skontaktował go z dwoma panami, którzy mieli ponoć nadmiar gotówki, bo sprzedali firmę i chcieli gdzieś zainwestować. Inżynierowie, starsi, kojarzyli się Krupie ze środowiskiem jego ojca, profesora politechniki. Później okazało się, że to pozory. Mieli wejść do eBiletu na zasadzie „inwestora pre-IPO”. To typowy zabieg biznesowy, który stosuje się, gdy spółka ma zamiar wejść na giełdę i szuka środków na przygotowanie firmy do udanego debiutu. – Chodzi o to, aby firma wyglądała atrakcyjnie, jak panna na wydaniu – mówi Krupa. Dogadali się.

źródło: dziennik.pl